sobota, 15 kwietnia 2017

Wegański mazurek z kremem cytrynowym

Co ma wspólnego weganizm z foodsharingiem?

Pozornie niewiele. A jednak jakoś tak to działa, że im bardziej zaczynamy przyglądać się temu, co jemy i jak jemy, tym bardziej poszerza się nasz sposób widzenia. 


Każdy, kto zaczyna przygodę z weganizmem, nagle uważniej czyta etykiety, by wśród długiej litanii składników wyłapać "serwatkę w proszku", "białka jaja" i tym podobne. Z czasem nasze oko wychwytuje składniki takie jak "olej palmowy" lub niesprecyzowane "oleje roślinne". Przeglądając wegańsko-wegetariańskie fora i grupy, nie sposób nie zauważyć informacji o tym, jak rzeczony olej jest pozyskiwany, jaki ma to wpływ na środowisko i życie mieszkańców. Potem gdzieś zaczynają się przewijać wiadomości o produkcji orzechów nerkowca, a może też bananów, i już nie ma odwrotu, bo tych informacji nie da się zapomnieć. 



Czy da się kupować i konsumować zupełnie "etycznie"? Pewnie nie, bo nie zawsze mamy dostęp do kompletu informacji, a czasem może okazać się, że choć sam produkt jest w 100% roślinny, to warunki pracy przy jego wytwarzaniu trudno nazwać zrównoważonymi. Czy to znaczy, że mamy na wszystko machnąć ręką, bo zawsze przyczyniamy się trochę do niesprawiedliwości na świecie? Ja jakoś tak nie sądzę i wydaje mi się, że jeśli mogę coś minimalnie zmienić na lepsze, to warto, nawet jeśli mam świadomość, że na wiele innych rzeczy nie mam wpływu. 
I właśnie takie myślenie zaprowadziło mnie w grudniu zeszłego roku do Ambasady Krakowian na spotkanie pod hasłem "For the Love of Food", poświęcone jedzeniu, a konkretniej temu, jakie są ekologiczne i społeczne skutki wyborów, których dokonujemy przy kupowaniu żywności.


W trakcie tego wieczoru dowiedziałam się o inicjatywie Foodsharing Kraków, której celem jest przeciwdziałanie marnowaniu jedzenia. Na zadane w trakcie prezentacji pytanie "Czy ktoś z was wyrzucił kiedyś jedzenie" niestety musiałam odpowiedzieć twierdząco. Zawsze było mi bardzo głupio, kiedy zrobiłam zakupy na wyrost, albo przetrzymałam warzywa w lodówce tak długo, że nie dało się z nimi już nic zrobić. Staram się robić przemyślane zakupy, ale czasami mam problem z tym, żeby samej wszystko przetworzyć. Dlatego kiedy dowiedziałam się, że jest w Krakowie miejsce, gdzie mogę przynieść nadmiar jedzenia (na przykład: selera naciowego, z którego ja zużyję tylko dwie-trzy łodygi, pół główki kapusty, połowę cytryn "bio" sprzedawanych w paczkach po pół kilo, i tak dalej), bardzo się ucieszyłam, bo było to idealne rozwiązanie w mojej sytuacji. Pomyślałam też, że jeśli jest jakaś idea, pod którą mogłabym się bez wahania podpisać obiema rękami (i nogami też ;)), to jest to właśnie dzielenie się jedzeniem, aby nic się nie zmarnowało. 


W styczniu pojawiło się na fb ogłoszenie, że Foodsharing Kraków poszukuje wolontariuszy. Zastanawiałam się tylko chwilę, zanim się zgłosiłam. Do lodówki na Długiej 9 czasami coś zanoszę, a czasem coś z niej zabieram.

A już we wtorek i środę po Świętach zapraszam Was do wzięcia udziału w akcji, którą Foodsharing Kraków współorganizuje z Zupa na Plantach, ŻyWa Pracownia, Sant'Egidio Kraków, Fundacja Po Pierwsze Człowiek, Wytwórnia i All In Card. Będziemy zbierać jedzenie, które pozostanie Wam na świątecznych stołach. My przekażemy je potrzebującym. Więcej o akcji możecie poczytać tutaj: https://www.facebook.com/events/1338558416193737/.
Jadłodzielnia, czyli punkt foodsharing w Krakowie znajduje się przy ulicy Długiej 9 (korzystamy z gościnności Jordan Caffe).

Z okazji Świąt i na co dzień życzę sobie i Wam świadomych zakupów, a także dzielenia się jedzeniem :) A w ramach świątecznego akcentu zapraszam na mazurek cytrynowy, który rok temu przygotowywałyśmy na wielkanocnych warsztatach gotowania.


 Wegański mazurek z kremem cytrynowym (lemon curd)

Składniki:

Na spód:

  • 150 g mąki
  • 60 g oleju kokosowego
  • 1/4 - 1/3 szkl. zimnej wody
  • 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia (można pominąć)
  • szczypta soli


Na krem:

  • 1 1/4 szkl. soku z cytryny (zależnie od soczystości cytryn, potrzeba ich około 1 kg)
  • 1 szkl. cukru (można zastąpić ksylitolem)
  • 2 łyżki skórki otartej z cytryny
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 2 łyżki mleka kokosowego
  • 2 łyżki oleju kokosowego
  • 4 łyżki mąki z ciecierzycy


Przygotowanie:

Spód:
  1. Mąkę mieszamy z solą i proszkiem do pieczenia.
  2. Mieszaninę mąki, soli i proszku rozcieramy z olejem kokosowym, aż powstaną "grudki" ciasta. Stopniowo dodajemy wodę, szybko zagniatamy spód.
  3. Zagnieciony spód zawijamy w folię lub wkładamy do szczelnego pojemnika i chłodzimy przez ok. 30 min - 1 h.
  4. Po tym czasie spód rozwałkowujemy na ok 4 mm grubości i wykładamy do formy o średnicy 22 cm, wyłożonej uprzednio papierem do pieczenia. Rozwałkowany spód nakłuwamy widelcem.
  5. Piekarnik nagrzewamy do 200 st.
  6. Pieczemy spód w nagrzanym piekarniku przez 20 min.  Ma się upiec, ale nie musi się zbytnio zarumieniać.


Krem:
  1. Wybierając cytryny, warto zainwestować w te z upraw "bio", szczególnie, że będziemy wykorzystywać też skórkę.
  2. Cytryny myjemy i parzymy gorącą wodą. Na tarce ścieramy skórkę (nie potrzebujemy skórki z całego kilograma cytryn, ale nadmiar można zamrozić na inne okazje; a oskrobane cytryny łatwiej wyciskać, bo są bardziej miękkie).
  3. Sok wyciskamy do miseczki, cedzimy przez sitko, aby pozbyć się pestek.
  4. Podgrzewamy w rondelku sok i skórkę z cytryny razem z solą i cukrem, aż cukier zupełnie się rozpuści. 
  5. W oddzielnym rondelku rozgrzewamy olej kokosowy. Do rozgrzanego oleju kokosowego dodajemy mąkę z ciecierzycy, dokładnie mieszamy.
  6. Do mieszaniny oleju kokosowego i mąki z ciecierzycy dodajemy masę cytrynową. Przy pomocy trzepaczki bardzo dokładnie mieszamy, żeby nie powstały grudki.
  7. Dodajemy mleko kokosowe i gotujemy, aż masa zgęstnieje i zacznie "bąblować".
  8. Na upieczony i ostudzony spód wykładamy krem. Dekorujemy według uznania (na zdjęciu: plastry mandarynki).

Smacznego!
Magda i Anka

1 komentarz: