Pieczone pierogi z kaszą gryczaną i białym "serem" chodziły już za mną dawno. Po pierwsze dlatego, że uwielbiam gryczaną. Po drugie - bo to popisowe danie naszej babci. No i nazywa się ono właśnie pierogi pieczone (nie paszteciki!).
Babcine pierogi to jednak solidne ciasto drożdżowe, które wymaga wyrastania, wyrabiania, no i ogólnie - trochę więcej czasu. Anka zrobiła takie raz z ciastem z naszego ulubionego Veganomiconu - i wyszły pyszne. Był środek zimy i pierogi idealnie się nadały jako dodatek do czerwonego barszczu. Ale teraz, gdy jest coraz cieplej (na szczęście!), i ma się ochotę gdzieś wybyć na zieloną trawkę, sterczenie przez kilka godzin w rozgrzanej kuchni jakoś nie wydaje się kuszące. Dlatego przerobiłam oryginalne pierogi na szybsze i prostsze paszteciki.
Jako podstawa posłużył mi przepis na ciasto krucho-drożdżowe z Kuchni polskiej. Przepis był jednak na słodko, więc wyrzuciłam cukier; jajka i śmietanę zastąpiłam mlekiem z odrobiną cytrynowego soku, a w roli masła wystąpił nieodzowny olej kokosowy (według przelicznika *80%, o którym pisała Anka).
Ciasto jest bardzo wdzięczne, naprawdę super łatwe i rach-ciach się zagniata. Najwięcej czasu schodzi na wałkowaniu i wycinaniu, ale to może dlatego, że ja za wałkowaniem za bardzo nie przepadam. Próbowałam różnych sposobów i ostatecznie najbardziej przypadł mi do gustu taki: odrywam małą kulkę ciasta, wielkości orzecha włoskiego, rozpłaszczam ją, nadając jej w miarę kwadratowy kształt, a potem rozwałkowuję cieniej za pomocą tłuczka od moździerza. Na koniec mierzę linijką prostokąt 10 x 11 cm i odcinam nadmiar, a skrawki z powrotem wgniatam w kulę ciasta.
Oczywiście, niekoniecznie trzeba biegać z linijką :D ja takie lekkie skrzywienie mam od zawsze, bo ciężko mi ocenić, czy coś mierzy 5, czy 8 cm. Za to Ankę żartobliwie nazywamy Minutnikiem, bo zazwyczaj bardzo trafnie ocenia na oko wagę, objętość czy czas ("właśnie minęły dwie minuty, herbata ci się już zaparzyła!", wtedy patrzy człowiek na minutnik a tam 2 min 5 s).
Taki pierożek-pasztecik idealnie się nada na piknik, majówkę, albo na przekąskę do pracy.... właściwie zawsze jest dobry moment, żeby zjeść jeden mały pasztecik :)
Wegańskie krucho-drożdżowe paszteciki z kaszą gryczaną i tofu
Składniki:
Ciasto
- 500 g mąki pszennej (białej)
- szczypta soli
- 130 g oleju kokosowego
- 50 g drożdży
- 1 łyżeczka cukru
- 2/3 szkl. letniego mleka + 1-2 łyżki do zagniatania
- 1 łyżeczka soku z cytryny
- + mleko do sklejania ciasta
- + dwie łyżki oleju kokosowego (roztopionego) lub 2-4 łyżki mleka do posmarowania bułeczek
Farsz
- 2/3 suchej kaszy gryczanej palonej (ugotować w 1 1/3 szkl. osolonej gorącej wody)
- 200 g tofu
- 2 łyżki soku z cytryny
- sól i pieprz do smaku
- 2 średnie cebule (ok. 200 g cebuli)
- 2 łyżki oleju do smażenia cebuli
Przygotowanie:
Farsz:
- Cebulę podsmażamy na rozgrzanym oleju - jak się zacznie szklić, zmniejszamy temperaturę i przykrywamy pokrywką. Można tez pod koniec dodać parę łyżek wody, gdyby cebula zaczęła się przyklejać - ma być miękka, nie chrupiąca!
- Kaszę gotujemy i studzimy (zawsze 2 x tyle objętości wody co kaszy, i gryczaną trzeba wrzucić do naprawdę WRZĄCEJ wody. Jak tylko kasza z wodą się zagotują, zmieszamy temperaturę i gotujemy na minimalnym ogniu/ gazie/ prądzie :D).
- Tofu rozgniatamy widelcem. Przestudzoną kaszę i cebulę mieszamy z tofu. Doprawiamy sokiem z cytryny, dodajemy sól i pieprz do smaku.
Ciasto:
- W kubeczku lub miseczce rozcieramy drożdże z cukrem.
- Do oddzielnego dużego naczynia wsypujemy mąkę, solimy. Dodajemy olej kokosowy, mieszamy widelcem, aż powstaną grudki.
- Do mąki dodajemy roztarte drożdże. Dolewamy mleko wymieszane z sokiem z cytryny, zagniatamy. Jeśli ciasto nie chce się zagnieść, dodajemy jeszcze 1-2 łyżki mleka.
- Ciasta nie trzeba wyrabiać ani zostawiać do wyrastania. Wystarczy zagnieść tak, żeby powstała zwarta kula.
Jak to wszystko połączyć:
- Ciasto rozwałkujemy cienko, tak na ok. 3 mm. Będziemy je składać, więc w sumie grubość gotowego pierożka będzie większa. Wycinamy kwadraty, lub ewentualnie prostokąty (u mnie 10 x 11 cm -> szczegóły - patrz tekst wyżej). Mogą być trochę większe lub trochę mniejsze - zależy, jak duże pierożki chcemy otrzymać.
- Na środku każdego kwadratu układamy łyżeczkę - półtora farszu. Podnosimy jeden z rogów kwadratu, smarujemy odrobiną mleka (wystarczy zmoczyć palce mlekiem) i sklejamy z przeciwległym rogiem. Następnie analogicznie łączymy dwa pozostałe rogi (zawsze najtrudniej dopchnąć ten ostatni, ale nie zrażajcie się :) Pierożki nie muszą być idealnie równe).
- Gotowe paszteciki smarujemy po wierzchu mlekiem lub olejem, żeby się ładnie zrumieniły.
- Piekarnik nagrzewamy do 180 - 190 stopni Celsjusza. Pieczemy paszteciki ok. 30 min - aż się zrumienią. Ciasto jest cienkie, więc nie powinno być problemu z upieczeniem, ale zawsze warto wyjąć jeden pasztecik testowy i wypróbować, czy aby na pewno się upiekł ;)
Smacznego!
Magda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz