Wrociłyśmy jakiś czas temu z wakacji i teraz nie możemy się napatrzeć na zdjęcia na blogach i fejsbuczkach, gdzie to też kto nie był i czego to też nie jadł :) My się też trochę szwendałyśmy, bo udało nam się spędzić trzy dni w Londynie. Chociaż miałyśmy długą listę wegańskich miejsc-których-nie-można-przegapić, okazało się, że w trzy dni niestety nie da się z tego wiele obskoczyć.
Z długaśniej listy zrealizowałyśmy tylko jeden punkt: Itadakizen, w którym jadłyśmy genialne sushi, pakorę, zupę miso i surówki. Mniam mniam mniam!
Poza tym, będąc w Londynie nawet tylko na taką dłuższą chwilkę, chciałyśmy też trochę pozwiedzać, więc jeżdżenie z jednego punktu, gdzie dawaliby śniadanie do drugiego miejsca z kawą i ciastkiem, żeby potem poturlać się na obiad, nie wchodziło w grę. Zresztą, poszłybyśmy chyba wtedy z torbami, i to zupełnie :)
I tak, trochę przez przypadek, naszym głównym punktem żywieniowym została sieć PRET A MANGER. Że nie wypada rozpisywać się o sieciówce na blogu o jedzeniu? Może i tak, może to w nienajlepszym guście, ale szczerze mówiąc, marzyłaby się nam taka sieciówka w Polsce, z względnie dostępnymi cenami. A, jeszcze co do samej nazwy Pret - nie dajcie się zmylić, sieć jest brytyjska, a francuska nazwa miała pewnie się po prostu dobrze kojarzyć z jedzeniem. Może też twórcy Pret wprowadzili w życie zasadę zaczerpniętą z "Alicji w Krainie Czarów" - jeśli nie wiesz co powiedzieć, mów po francusku :) Serwowane jedzenie nijak nie jest francuskie, bo można tam zjeść i owsiankę, i zupę curry, i zawijane meksykańskie tortille.
PRET nie jest miejscem wegańskim, ale wszystkie produkty wegańskie są jasno oznaczone, i zawsze można znaleźć jakąś opcję dla roślinożerców. Dla nas zupełnym hitem okazały się zupy, sprzedawane w kubeczkach z przykrywką (jak kawa), naprawdę ciepłe i do tego dobrze przyprawione. Pyszne były też wegańskie kanapki i różne wrapy. Do tego fajnym rozwiązaniem dla osób w podróży są porcje pokrojonych i obranych owoców, których już nie trzeba przygotowywać w żaden sposób, można je jeść prosto z pudełka. No i jeszcze miłe zaskoczenie w porze śniadaniowej - owsianka na wodzie kokosowej, zapakowana w poręczny kubek, idealna żeby wziąć ją do torebki!
Rozmarzyłyśmy się - a gdyby coś podobnego naprawdę powstało w Polsce? Sieciówka ze świeżymi i pożywnymi gotowymi daniami? Dla tych z nas, którzy nie zawsze mają czas robić wszystko sami i "z fasoli", którzy gonią do pracy/na uczelnię albo z pracy/z uczelni i właśnie o takiej gorącej zupie marzą? Do tego ujęła nas strona graficzna, przemyślana od początku do końca, z zabawnymi obrazkami-kolażami na ścianach, szczegółowymi opisami na opakowaniach, a nawet informacją na serwetkach, by nie dać ich sobie za dużo wcisnąć. Marketing i pozytywny PR? Z pewnością, ale jeśli w dobrej sprawie, to czemu nie?
Po powrocie myślałam sobie, jak tu zaproponować jakieś szybkie i łatwe pomysły na wegańskie obiady. Za genialne danie uważam "bowl", czyli michę różności. Składniki gotujemy oddzielnie, po trochu, albo dobieramy z lodówki, w zależności od tego, co nam zostało z gotowania innych potraw. Co taka micha powinna zawierać, żeby była sycąca?
- ziarna: kasze - jęczmienna, gryczana, jaglana, albo ryż - biały lub brązowy
- pestki/ orzechy: słonecznik, sezam, dynia, migdały albo ulubione orzechy
- strączki: fasole, soczewice, cieciorka (fajnie jest namoczyć sobie większa ilość, ugotować i potem zamrozić mniejsze porcje)
- coś świeżego: sałata, szpinak, starta marchew, kiełki
- coś ugotowanego: brokuł, kalafior, słodki ziemniak albo np. duszone grzyby
Żeby taką mieszankę różności zamienić w potrawę pełną gębą, dodajemy jeden z sosów, na które przepisy znajdzie w tym poście. I gotowe!
Micha nr 1:
- quinoa - robi i za kaszę, i za białko
- ugotowane: karczoch, brokuł
- świeże: sałata, marchew
- ziarna: sezam
Micha nr 2:
- kasza gryczana
- biała fasola
- ugotowane: brokuł, duszone kurki
- świeże: sałata, pomidory
- ziarna: może być dynia, słonecznik, fajnie będą też pasowały orzechy włoskie
Smacznego!
Magda
Magda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz