Kochani i Kochane, stuknął nam kolejny roczek!
Tym bardziej jest nam miło, że ciągle Was przybywa, każda nowa osoba, która zagląda do Miejskich, bardzo nas cieszy. A czasami jeszcze zdarzy się, że takiemu wirtualnemu polubieniu towarzyszy komentarz „w realu”.
I tak na przykład ostatnio usłyszałam coś takiego: „Jak czytam waszego bloga, to normalnie mogę iść do Żabki i kupić tam wszystkie potrzebne składniki, nie muszę nic specjalnego szukać! I wszystko jest tak dokładnie opisane! Tak mi się wydaję, że jak zrobię wszystko według przepisu, to z dużym prawdopodobieństwem wyjdzie mi to samo, co wam. A do zdjęć jakiego używacie sprzętu, bo wyglądają bardzo profesjonalnie? :)”. Jak można nie spuchnąć z dumy na takie słowa? ;)
tak wyglądają Roślinożerne, gdy spuchną z dumy ;) |
A nieco bardziej serio, bardzo nas to ucieszyło, bo w tych zdaniach zawiera się chyba wszystko, co sobie ambitnie zakładałyśmy, zaczynając pisać tego bloga dwa lata temu. Chciałyśmy, żeby było prosto i szybko, bez trudno dostępnych składników (co prawda, nie wiem, czy ostatnie posty o niesolonych pistacjach się tu kwalifikują... ;)). Bardzo nam zależało, żeby przepisy były dokładne i szczegółowe, tak żeby mógł z nich skorzystać każdy - nawet osoby, które na co dzień nie gotują, albo takie, które dopiero zaczynają swoją przygodę z (wegańską) kuchnią. Czasem ta chęć trzymania się detali nas gubiła, o czym możecie poczytać w poście sprzed roku. Przepisy miały być w miarę możliwości zdrowe - naprawdę bardzo się starałyśmy, żeby nie pisać tylko o ciastach - ale i wypasione też, jak choćby te ciasteczka lawendowe.
Dodatkowo, ten pozytywny komentarz przyszedł w czasie, kiedy był akurat bardzo potrzebny - miałyśmy dłuższą przerwę w blogowaniu i ciężko nam się było zebrać, żeby coś nowego opublikować. Taka rozmowa dodaje kopa, a przy okazji uczy, że nie warto pomysłom ukręcać łba już na starcie. Mi się na przykład wydawało, że po co dawać przepis na burgery, skoro były już chyba prawie wszędzie - a tu się dowiaduję, że komuś dalej się nie kleją kotlety z soczewicy, więc nasz przepis jak znalazł. Od razu pomyślałam, że warto dorzucić też genialne kotlety z ciecierzycy z glutenem, które mogą świetnie sprawdzić się w roli burgerów. I może nawet zrobię je w najbliższy weekend, więc jest szansa, że KIEDYŚ pojawią się na blogu.
Pisanie bloga uczy, że nie warto planować z dużym wyprzedzeniem, bo życie lubi płatać figle, a z drugiej strony – że warto jednak mieć jakieś pomysły w zanadrzu, żeby je wypróbować w czasach posuchy (czyli kiedy liczba nowych pomysłów wynosi zero, a nawet -5).
Dlatego dzisiaj nie będzie kotletów, a za to – przepis na lody. W sam raz na koniec lata ;)
Pisałam jakiś czas temu o tęsknocie za granitą w poście o crema di pistacchio i właśnie przy robieniu babeczek z tym kremem wymyśliłam pacaneum na mój pistacjowy smuteczek. Przygotowując babeczki, połączyłam budyń na mleku kokosowym z niewielką ilością kremu pistacjowego na wierzch (efekt możecie zobaczyć na tym zdjęciu ). Pomyślałam sobie wtedy, że gdyby wymieszać budyń z kremem i go zamrozić, wyszłyby pyszne lody pistacjowe. No i wreszcie niedawno ten pomysł wypróbowałam :)
Takie lody nie są zbyt pracochłonne, trzeba mieć jednak trochę czasu, żeby po wstawieniu masy do zamrażalnika przemieszać ją co pół godziny, zanim kompletnie zamarznie. Dlatego fajnie zacząć przygotowywać lody rano w sobotę lub niedzielę, tak żeby móc spokojnie czuwać przy lodówce.
Trzeba też trochę cierpliwości przy łuskaniu pistacji, chyba że akurat szczęśliwie macie paczkę pistacji łuskanych na stanie. Wtedy wszystko robi się naprawdę proste.
A kiedy już skończyłam robić lody, trafiłam - szukając oryginalnego przepisu na naleśniki do posta sprzed dwóch tygodni - na książkę "The Ultimate Ice Cream Book. Over 500 Ice Creams Sorbets Granitas Drinks And More". I teraz co, nie mam wyjścia, muszę zbadać temat granity :) Tymczasem - zapraszam na lody!
Lody pistacjowe (wegańskie i bez soi!)
Składniki:
Na krem pistacjowy:
- 1 szkl. wyłuskanych pistacji = 120g (czyli ok. 230 g pistacji w łupinkach)
- 6 łyżek mleka kokosowego
Na krem budyniowy:
- 1/4 szkl. wody
- 2 łyżki cukru
- 1 puszka mleka kokosowego (płynna i stała część, dobrze wymieszane)
- 3 łyżki mąki kukurydzianej
- 1/2 łyżeczki aromatu waniliowego
Przygotowanie:
Krem pistacjowy
1. Pistacje mielimy w młynku, aż zacznie się wydzielać olej.
2. Wyjmujemy z młynka i łyżką lub blenderem mieszamy zmielone pistacje z mlekiem kokosowym. Krem nie wymaga już dodatkowego dosładzania, bo budyń, który przygotujemy, będzie wystarczająco słodki.
Krem budyniowy
1. Mleko kokosowe mieszamy trzepaczką do połączenia części stałej i płynnej, następnie dodajemy mąkę kukurydzianą i też bardzo dokładnie mieszamy.
2. W rondelku podgrzewamy wodę i cukier, zagotowujemy.
3. Do wrzącej wody dolewamy masę z mlekiem kokosowym, cały czas mieszając.
4. Gotujemy, aż masa zgęstnieje (ok. 10 minut).
5. Na koniec dosmaczamy aromatem waniliowym. Studzimy.
Lody
1. Przestudzony budyń mieszamy z kremem pistacjowym. Ewentualnie dosładzamy do smaku, może być stewią.
2. Dzielimy na kilka porcji, pakujemy do pojemników do przechowywania (metalowych lub plastikowych).
3. Nastawiamy minutnik :) i mieszamy co pół godziny, dopóki lody nie zamarzną.
4. Rozmrażanie: 2-3 h w lodówce.
Smacznego!
Anka i Magda
dla takich lodów jestem w stanie poświęcić czas, kocham pistacje!!! <3
OdpowiedzUsuńgratuluję roczku i kolejnego pysznego roku życzę! :)
bardzo dziękujemy, za dobre słowo i zaglądanie do nas <3 i mamy nadzieję, że nakład czasu się zwróci tzn. że lody zadowolą Twoje kubeczki smakowe :)
OdpowiedzUsuń